Szok dla ryb
Na zasygnalizowane powyżej fizyczne i biologiczne aspekty zwróciłem uwagę już wiele lat temu, podczas łowienia szczupaków latem na żywca. Moje żywce snęły już w kilka minut po zarzuceniu wędki, a przy zdejmowaniu ich z haczyka (kotwiczki) wyraźnie czułem w palcach, że moja przynęta jest zimna. Dzięki temu zorientowałem się, że łowiłem w termo-klinie, a więc głębiej, niż sięgała ciepła przypowierzchniowa warstwa wody. Szok termiczny (nagłe znalezienie się w zimnej wodzie) oraz niedostateczna ilość tlenu w wodzie sprawiały, że żywce nie były zbyt żywotne. Nie muszę chyba dodawać, że tego dnia nie złowiłem ani jednego szczupaka.
Dobrze natleniona warstwa przypowierzchniowa może mieć bardzo różną „grubość”. Decydują o tym intensywność oddziaływania promieni słonecznych oraz stopień zmętnienia wody. W czystych jeziorach promienie słoneczne docierają do głębszych partii wody (głębiej niż w mętnych jeziorach) i termoklina tworzy się na większej głębokości.
Z drugiej jednak strony, przy takiej samej intensywności oddziaływania promieni słonecznych, przypowierzchniowa warstwa wody w jeziorze z zakwitami jest zawsze cieplejsza, niż warstwa przypowierzchniowa w jeziorze o idealnie przejrzystej wodzie. Drobne cząstki (glony) unoszące się w wodzie absorbują bowiem światło i woda ogrzewa się tylko przy samej powierzchni. Z tego też względu w upalne lato lepiej jest łowić w jeziorach o bardzo przejrzystej wodzie, która prawie nigdy nie ogrzewa się do temperatury powyżej 20 stopni Celsjusza, co bardzo odpowiada szczupakom. W cieplejszej wodzie drapieżniki stają się anemiczne i bardzo często przestają żerować. Jedynie w wyjątkowo upalne dni powinniśmy łowić w górnej warstwie termokliny, gdyż woda tam jest znacznie chłodniejsza.
Świetnymi letnimi łowiskami są także wszystkie zacienione miejsca oraz przypowierzchniowe warstwy wody, które z jakichś względów są trochę chłodniejsze. Wędkarz, który zlokalizuje takie miejsca, będzie odnosił sukcesy praktycznie każdego lata.
Zimne źródło
Kiedyś wędkowałem przez tydzień z dwoma angielskimi specjalistami w łowieniu szczupaków, Vlcem Bellarsem i Colinem Dysonem. W pewnym miejscu na środku jeziora, w którym złowiliśmy już kilka ładnych szczupaków, moja echosonda zasygnalizowała coś bardzo dziwnego. Po krótkiej wymianie zdań zgodnie doszliśmy do wniosku, że musi to być zatopione drzewo. Obawiając się zaczepów zaczęliśmy spinningować martwymi rybami kilka metrów nad obiektem wskazywanym przez echosondę. Łowiliśmy na głębokości dwóch metrów pod powierzchnią i udało nam się sprowokować do brania kilka wielkich szczupaków. Największy drapieżnik miał prawie 17 kg. Dopiero później dowiedziałem się od znajomego płetwonurka, co oznaczał ów tajemniczy sygnał. Nie było to żadne „drzewo”, lecz silne podwodne źródło zimnej wody bijącej z dna.
A teraz przyjrzyjmy się trochę budowie anatomicznej szczupaka, a dokładniej łbowi drapieżnika. Kształt łba, usytuowanie gałek ocznych oraz znaczna szerokość żuchwy są najlepszym dowodem na to, że szczupak nie widzi zbyt dobrze do dołu. Przynęta poruszająca się głęboko pod drapieżnikiem jest dla niego w ogóle niewidoczna lub zauważa ją bardzo późno. Jest to kolejny powód, dla którego należy łowić blisko powierzchni, szczególnie gdy szczupaki polują w toni wody.
Dorożka z popuszczaniem
Na koniec chciałbym zaproponować pewną bardzo skuteczną technikę łowienia szczupaków, którą nazwałem „dorożką z popuszczaniem”. Wymyśliłem ją podczas wspomnianego już „przymusowego” łowienia martwą rybą na trolling na zestawie z przelotowym spławikiem (rysunek).
Pięć faz „dorożki z popuszczaniem”. Martwej rybie pozwalamy opaść kilka metrów w dół (1). Powoli ruszamy z miejsca i podciągamy martwą rybę do góry (2), a następnie przez chwilę ciągniemy ją za łodzią (3), aż ciężarek z przyponem dojdą do spławika (4). Wyhamowujemy łódż i ponownie pozwalamy przynęcie opaść w dół (5).
Metoda ta okazała się najskuteczniejsza podczas łowienia z łodzi wiosłowej. Łódź wiosłowa jest najbardziej sterowna w momencie płynięcia pod wiatr. Jako przynęty najchętniej używam świeżego martwego śledzia lub małej makreli. Przynętę uzbrajam systemikiem z kotwiczkami, wyginając martwą rybę trochę w bok, żeby podczas ciągnięcia za łodzią obracała się wokół własnej osi. Do proponowanego przeze mnie sposobu łowienia niezbędne są przelotowy spławik i plecionka. Łowimy bez stopera. Do wędkowania na „dorożkę z popuszczaniem” plecionki są znacznie lepsze od żyłek monolitycznych, gdyż lepiej pływają w wodzie. Na dole zestawu (w pobliżu przynęty) spławik i ciężarek obciążenia muszą być zastopowane, na przykład karabińczykiem.
Pod powierzchnią
Możemy zaczynać. Na początku pozwalamy przynęcie opaść na pewną głębokość, a następnie zaczynamy bardzo powoli wiosłować, stopniowo zwiększając szybkość płynięcia. Spławik będzie wtedy coraz bardziej przesuwał się w kierunku przyponu, a przynęta coraz bardziej wynurzać z głębiny.
Obracający się wokół własnej osi śledź znajdzie się w końcu tuż koło spławika, co w czystej wodzie będzie doskonale widoczne, nawet podczas ciągnięcia przynęty w znacznej odległości za łodzią. Następnie musimy wyhamować łódź i „popuścić” przynętę. Martwa ryba zacznie wtedy opadać w dół (czasami nawet do samego dna), gdyż ze względu na brak stopera, plecionka swobodnie przechodzi przez uszko spławika. Znowu ruszamy z miejsca i stopniowo rozpędzamy łódź, a martwa ryba ponownie zaczyna wędrować po skosie w górę.
Widzimy więc, że „dorożka z popuszczaniem” jest taką techniką łowienia drapieżników, która pozwala spenetrować przypowierzchniowe warstwy wody na wszystkich głębokościach.
Tylko się nie przestraszcie, gdy nagle wielki szczupak gwałtownie zaatakuje przynętę akurat pół metra pod powierzchnią wody.