Częstochowa, 31 października 1994 r. Jestem stałym Waszym czytelnikiem oraz członkiem „Waszego” i „Mojego” Klubu od chwili jego powstania. Chciałbym pogratulować kierunku, charakteru i jakości Waszej strony. Pozwolę więc sobie tylko na jedno krótkie stwierdzenie -„TAK TRZYMAĆ”.
Korzystając z okazji, chciałbym też zgłosić swojego esoxa do Waszej tabeli rekordów. A było to tak. 1.10.1994 r. wybrałem się na ryby nad bliski mojego miejsca zamieszkania zalew Poraj. Ze względu na wcześniejsze obowiązki, na wodzie znalazłem się dopiero o godzinie 11.00. Dzień był pochmurny i wiał silny północno-zachodni wiatr. Łódź zakotwiczyłem po stronie zawietrznej, w odległości około 40 metrów od brzegu.
Licząc na brania okoni, zdecydowałem się na zielonego, 6-centymetrowego twistera. Łowiłem na żyłkę 0,18 mm (Tectan), kij Cormoran PRO-Star 240 cm oraz na kołowrotek Shimano. Nauczony doświadczeniem, przywiązałem przynętę na długim wolframowym przyponie. Głębokość łowiska wynosiła około 3 metrów. Czwarty rzut w kierunku brzegu, ostatni ruch korbką kołowrotka kończący ściąganie przynęty i czuję delikatne puknięcie, jakby twisterka trącił mały okonek. Delikatne zacięcie i na potwierdzenie moich przypuszczeń, niewielki opór na kiju. Unoszę szczytówkę ku górze bez jakiejkolwiek reakcji na drugim końcu żyłki. Nagle wędzisko wygina się w imponujący pałąk, a kołowrotek zaczyna grać najmilszą dla uszu wędkarza melodię. To „coś” odchodzi bez najmniejszego problemu na odległość około 20 metrów w kierunku środka zatoki. Po kilku następnych odejściach udaje mi się delikatnie i z wyczuciem podprowadzić rybę prawie do łódki. W tym momencie zaczął się jednak prawdziwy taniec. Dubel pod łódkę i w żaden sposób nie mogę oderwać murującego szczupaka od dna. Doskonale zdaję sobie sprawę, że mój zestaw nie jest zbyt wytrzymały. Nie chcąc stracić tak ładnego okazu, podejmuję natychmiastową decyzję i wyciągam kotwicę. Po chwili silny wiatr zniósł mnie do brzegu. Wyskoczyłem z łodzi i po dziesięciu minutach, wchodząc po kolana do wody, udało mi się w końcu podebrać szczupaka ręką i wynieść go na brzeg. Ładna sztuka. Po powrocie do domu ważenie – 8,45 kg. Drapieżnik miał długość 110 centymetrów. Niezapomniany hol trwał około 30 minut. Z wędkarskim pozdrowieniem.