Każdy, kto nastawia się na celowe łowienie ryb drapieżnych, powinien doskonale znać swoje przynęty sztuczne.
Bertus wyjaśnia, jak rozpoznać pracę przynęt już na pierwszy rzut oka.
Planujecie łowić szczupaki na woblera w jakimś bardzo płytkim jeziorze? Jeżeli tak, to powinniście mieć absolutną pewność, że kupiona przez Was przynęta będzie idealnie nadawać się do tego celu. Wystarczy bowiem, że zdecydujecie się na jakiegoś niewłaściwego woblera, powiedzmy sandaczowego, i nagle okazuje się, że powodzenie całej wyprawy staje pod wielkim znakiem zapiania. Woblery sandaczowe mają bowiem to do siebie, że z reguły schodzą na bardzo duże głębokości i zupełnie nie nadają się do łowienia szczupaków stojących na płyciznach pomiędzy liśćmi grążeli. Może się też i tak zdarzyć, iż jesteście przekonani, że kupiliście dobrego woblera sandaczowego, doskonale nadającego się do spinningowania w głębokim kanale lub rzece. Nad wodą stwierdzacie jednak, że nowy nabytek w ogóle nie schodzi na głębokość, na której żerują drapieżniki. Przyjrzyjmy się więc niektórym woblerom oraz wahadłówkom i zastanówmy się, na jakie szczegóły powinniśmy zwrócić uwagę, żeby uniknąć podstawowych błędów już podczas kupna przynęty.
Wędzisko jest ważne
Najpierw musimy zdecydować się, na jaki kij mamy zamiar łowić. Pozwoli to nam uniknąć potem podczas spinningowania problemów z rzucaniem. Masa wybranej przynęty sztucznej powinna odpowiadać ciężarowi rzutowemu wędziska spinningowego (nie większa i nie mniejsza od wartości ciężaru rzutowego podanego na wędzisku). Przykładowo: dla kija o ciężarze rzutowym 20-60 g, optymalna masa przynęty wynosi około 40 g. Niestety nie ma takich wędzisk, nawet jeżeli producent tak twierdzi, którymi można by przyzwoicie rzucać wszystkimi przynętami o masie od 2 do 20 gramów. Przykład: kupiliśmy sobie superlekkie wędzisko spinningowe na okonie i pstrągi. Kijem tym wspaniale nam się rzuca lekkimi przynętami. Nagle zauważamy w wodzie kapitalnego pstrąga. Ryba niestety zupełnie ignoruje wszystkie podrzucane jej maleńkie błystki obrotowe. Decydujemy się więc łowić na jakąś większą przynętę i w tym momencie wszystko zaczyna się komplikować. Precyzyjny daleki rzut ciężką przynętą i superlekkim kijem jest w zasadzie niemożliwy. Jeszcze gorzej jest z prowadzeniem przynęty, a później z ewentualnym holem ryby. Opór, jaki stawia w wodzie duża wirówka, wygina delikatny kij prawie do granic możliwości. Wygięte wędzisko traci swą elastyczność i naturalną sprężystość. Jeżeli pstrąg zaatakuje w tym momencie przynętę, skuteczne zacięcie, połączone z pewnym wbiciem kotwiczki w pysk ryby, jest prawie niewykonalne. Poprawne prowadzenie przynęty, której masa przekracza maksymalny ciężar rzutowy wędziska, także nie jest możliwe. Przynętą tą nie można płynnie przyspieszać, a opór, jaki stawia w wodzie, znacznie przekracza zdolności amortyzujące wędziska. Pracujące pod nadmiernym obciążeniem wędzisko uniemożliwia też pełne wyczucie (w ręku) pracy poruszającej się przynęty. Jeżeli ktoś nastawia się na łowienie tylko jednego gatunku ryb lub „namierzonych” wcześniej egzemplarzy, powinien najpierw zastanowić się, jaka przynęta sztuczna będzie najskuteczniejsza w danym łowisku. Należy rozpatrzyć takie czynniki jak głębokość, przejrzystość wody, siłę prądu oraz ilość naturalnego pokarmu w danym miejscu. W przypadku nastawiania się na szczupaki, gdy łowisko jest płytkie i bardzo zarośnięte, potrzebna nam będzie przynęta, którą da się bardzo płytko poprowadzić, na przykład pływający wobler lub lekka wahadłówka z cienkiej blachy. Głęboko schodzące woblery, wahadłówki z grubej i ciężkiej blachy, duże wirówki nadają się tylko do łowienia w głębokich akwenach (rzekach), w których stanowiska ryb, na przykład sandaczy, znajdują się kilka metrów pod powierzchnią. W tego typu łowiskach wielu wędkarzy z uporem łowi tylko na twistery lub rippery z odpowiedniej wielkości ołowianą główką obciążającą przynętę. A szkoda, gdyż nawet w pełni lata, na schodzącego głęboko woblera można złowić nie tylko więcej, ale i znacznie grubsze sandacze.