O szczupakach łowionych w rowach melioracyjnych nie mówi się zbyt wiele, gdyż ryby te prawie nigdy nie trafiają do tabel rekordowych połowów. Nie zmienia to faktu, że jeżeli przynęta wpadnie do rowu, nierzadko „wpada” na nią także całkiem przyzwoity szczupak.
Jeżeli wędkarze zaczynają rozmawiać o szczupakach, dyskusja przeważnie schodzi na temat głębokich i czystych jezior oraz kapitalnych drapieżników biorących tylko na kilogramowe żywce. Wędkarz łowiący w rowach melioracyjnych i sadzawkach nie ma najmniejszych szans, aby czymkolwiek zaimponować w takiej dyskusji. Tak się bowiem składa, że w małych i płytkich łowiskach już dwukilogramowy szczupak jest okazem. Koledzy specjalizujący się w łowieniu szczupaków w różnego rodzaju „ciurkach” i „kałużach” nigdy się nie wstydzą, że ich zdobyczą są głównie takie „maluchy”. Dlaczego? Ponieważ łowienie szczupaków w trudnych warunkach jest znacznie ciekawsze niż długie oczekiwanie na jedno jedyne branie wielkiego jeziorowego szczupaka. Można powiedzieć, że wędkarz poluje na rybę, musi się do niej skradać i bardzo precyzyjnie podawać przynętę. Poza tym szczupaki z małych cieków lub akwenów są bardzo wymagającymi przeciwnikami – są niezwykle ostrożne, a czasami mają nawet bardzo dziwne przyzwyczajenia.
Pod liściem grążela
Oto kilka przykładów. W pewnym rowie odwadniającym, często odwiedzanym przez miejscowych wędkarzy, ładny, prawie 70-centymetrowy szczupak wybrał sobie stanowisko łowieckie pod jednym z dużych liści z rzadka rosnących tam grążeli.
Było to w roku 1992. Nie tylko ja, ale także wielu moich kolegów namierzyło tę rybę i wszyscy „stawaliśmy na uszach”, żeby ją złowić. Szczupak zachowywał się jednak bardzo dziwnie. W ogóle nie reagował na podrzucane mu żywce, ignorował też wszystkie błystki, wirówki i woblery. Jeżeli przynęta upadała zbyt blisko niego, natychmiast znikał gdzieś wśród roślinności, by za jakiś czas znowu powrócić na swoje stanowisko. Gdy dałem już sobie spokój z polowaniem na „naszego” esoxa, ciesząc się w duszy, że tej ostrożnej rybie uda się przeżyć do następnego tarła, nagle stało się – ponad-dwukilogramowy drapieżnik łyknął zupełnie niespodziewanie… rosówkę, na którą zamierzałem złowić któregoś z żyjących w tym rowie linków. Tajemnica ignorowania normalnych szczupakowych przynęt wyjaśniła się podczas patroszenia. W żołądku drapieżnika były tylko końskie pijawki. Szczupak ten wyspecjalizował się w polowaniu na pijawki i dzięki temu osiągnął większe rozmiary od innych szczupaków żyjących w tej samej wodzie.
Następny przykład. Pewien niezwykle płytki i bardzo zarośnięty staw potorfowy już od dawna znany był z licznej populacji drobnych szczupaków. Obserwując co roku z kolegami tarło drapieżników ze zdziwieniem spostrzegaliśmy także ryby o długości ponad 70 cm. Mimo silnej presji wędkarskiej i dość udanych ilościowo połowów, nikomu z nas nie udało się jednak złowić szczupaka, który miałby ponad 1.5 kg. Tym razem także pomógł mi przypadek. W tamtych czasach większość z nas łowiła na żywca, tym bardziej, że w stawie tym spinningowanie było prawie niemożliwe. Któregoś dnia. zirytowany już do granic możliwości ciągłym wchodzeniem żywca w zielsko, postanowiłem trochę poeksperymentować. Z pewnym żalem uśmierciłem małego karasia, zmontowałem zestaw z kulą wodną i zarzuciłem przynętę na sam środek stawu (martwa rybka pływała na powierzchni). Dalej wszystko potoczyło się w błyskawicznym tempie – przez półtorej godziny złowiłem cztery ładne szczupaki, w tym dwa o masie ponad 2 kg. W stawie tym szczupaki wyspecjalizowały się najprawdopodobniej w „polowaniu” na martwe ryby, tak często wyrzucane przez wędkarzy do wody po skończeniu łowienia. Ryba pływająca na powierzchni nie kojarzyła się drapieżnikom z żadnym niebezpieczeństwem i brały na nią bez wahania.
Na gumową żabę
W upalne lato roku 1994 w moich najlepszych szczupakowych rowach melioracyjnych na Pomorzu brania nagle skończyły się jak nożem uciął. I chociaż szczupaki żyjące w małych ciekach nie są aż tak wrażliwe na wysoką temperaturę wody w lecie, wszystkie rowy sprawiały wrażenie zupełnie bezrybnych. Jedyną oznaką życia w ciepłej jak zupa wodzie, a raczej w pobliżu wody, były liczne żaby chroniące się w cieniu liści przed palącymi promieniami słońca. Pewnego dnia nastąpił jednak przełom. Kolega Tomek pochwalił mi się, że zaliczył ostatnio kilka ładnych szczupaków na najbardziej zwariowaną przynętę pod słońcem. Łowił na przednią część dwuczęściowego woblera, a zamontowaną z tyłu kotwiczkę przyozdobił dużym strzępkiem żółtej gumy z balona. Cudaczny „wobler” mojego kolegi nie miał nawet steru. Tomek prowadził tę przynętę skokami w pobliżu brzegu i imitował żabę. I o to właśnie chodziło, gdyż szczupaki odżywiały się w tym czasie głównie żabami. Natychmiast kupiłem sobie gumkę imitującą żabę i już następnego dnia wróciłem do domu z rybami. Wszystkie szczupaki miały w żołądkach żaby.
Szczupaki z małych wód miewają osobliwe zwyczaje i to począwszy od sporej przecież rzeki Drawy, gdzie pierwszy raz w życiu sprawiałem szczupaka z żołądkiem wypchanym rakami pręgowanymi (był to połów mojego ojca). Później zdarzało mi się łowić takie szczupaki w innych, mniejszych rzeczkach – były one wyjątkowo smaczne. Również z Drawy pochodził mały, ledwo wymiarowy chudziak, który w żołądku miał same kiełże. Trudno powiedzieć, co zdecydowało o tej specjalizacji bo w tamtych czasach ryb w Drawie nie brakowało – było mnóstwo uklei i piekielnic, jelce, kiełbie, płocie, okonie (lipienie oczywiście także). Ale największą osobliwością był dla mnie szczupak złowiony w małym kanałku stanowiącym część systemu kanałów i polderów na pewnym rozległym obszarze pomorskim – otóż ten miał w żołądku same ślimaki wodne a konkretnie zatoczki. Wziął na zwykłego twistera – to były czasy, gdy wędkarze używający gumek byli jeszcze pionierami i nowinkarzami 🙂